Zaspokojenie tylko w Bogu
Carol Noe
Jako
nastolatka, miałam głębokie
pragnienie poznania Boga. W mojej pogoni za Nim codziennie oddawałam się
czytaniu Jego Słowa i modlitwie; czasami samotnie oczekiwałam na Niego w swoim
pokoju całe wieczory. Pewnego razu, kiedy się modliłam, nagle poczułam, jakby ktoś
w
mojej głowie uruchomił projektor filmowy. Przede mną roztoczył się następujący
obraz:
Na początku widziałam tylko
ciemność. Potem dostrzegłam człowieka, który w ciemnościach próbował iść po
omacku. Wyglądał na zagubionego i samotnego.
Nagle ujrzałam w oddali jakieś
światełko. Była to pojedyncza żarówka wisząca nad jakimiś drzwiami. Samotny
podróżnik zobaczył ją i zaczął iść w jej kierunku. Kiedy się zbliżył, zobaczyłam
na jego plecach ogromny plecak, pod którego ciężarem się uginał. Kiedy stanął w
świetle, poczułam, jak mu ulżyło. Następnie przeszedł przez drzwi i znalazł się
w obszernym, wygodnym pokoju. W tej samej chwili zrozumiałam, że człowiek ten
przeszedł przez drzwi zbawienia.
Po chwili mężczyzna popatrzył przed siebie i zobaczył następne drzwi. Bez wahania przeszedł przez nie. Pokój, w którym się znalazł teraz, był większy niż ten poprzedni, a światło w nim było nawet intensywniejsze. Natychmiast wiedziałam, że przeżył chrzest w Duchu Świętym.
Kiedy jego wzrok przyzwyczaił
się do jasności, dostrzegł przed sobą jeszcze jedne drzwi. Zbliżył
się do nich,
tak jak czynił to poprzednio, jednak tym razem nie mógł przez nie przejść.
Zaskoczony zaczął się zastanawiać, co go zatamowało. Kiedy popatrzył przez ramię,
zobaczył na swoich plecach olbrzymi plecak. Instynktownie wiedziałam, że
oznacza "własne ja".
Bez chwili wahania mężczyzna
wyrzucił z plecaka kilka rzeczy i już bez trudu przedostał się do następnego
pomieszczenia. Ku jego zadowoleniu okazało się ono jeszcze obszerniejsze, jaśniejsze
i przyjemniejsze.
Proces się powtarzał. Kiedy mężczyzna
przyzwyczaił wzrok do oświetlenia w jednym pomieszczeniu, dostrzegał przed sobą
następne drzwi, przechodził przez nie i wkraczał
do kolejnego. Za każdym razem
musiał się pozbyć kilku rzeczy z plecaka, kolejne drzwi bowiem okazywały się
zawsze mniejsze od poprzednich. Każde następne drzwi, przez które przechodził,
redukowały jego bagaż, ale jednocześnie wprowadzały go w większą wolność i
coraz więcej światła.
W końcu człowiek ten dotarł do drzwi, o których wiedziałam, że były ostatnie. Tym razem nie miał na plecach niczego, ale drzwi były tak małe, że musiał uklęknąć i czołgać się. Bez chwili zastanowienia przykucnął i chciał to zrobić, ale nie dał rady.
Spojrzał przez ramię i wtedy
zobaczył maleńkie zawiniątko ciągle spoczywające na jego ramionach. Chociaż tak
niewielkie, jednak nie pozwalało mu przedostać się przez ostatnie drzwi. Mężczyzna
zdjął pakunek, wziął go do rąk i zaczął oglądać z czułością. W jednej chwili
zrozumiałam, że była
to rzecz najdroższa jego sercu. Czułam udrękę, jaką znosił
w obliczu tej strasznej decyzji: aby pójść dalej za Panem, musiał tę rzecz odłożyć
na bok.
Po raz pierwszy spojrzał wstecz na całą pokonaną drogę, na wszystkie przebyte dotąd drzwi. Zrobił kilka kroków do tyłu, a potem zobaczył tę nieprzebraną ciemność, z której wyszedł na światło.
W końcu powoli, z ogromnym cierpieniem malującym się na twarzy, ciągle patrząc na cenny pakunek trzymany w rękach, zawrócił w kierunku maleńkich drzwi. Drżącymi rękami położył zawiniątko obok, pochylił się i przeczołgał przez próg. Kiedy zniknął z moich oczu, odczułam wspaniałą obecność Boga. W jakiś niewyjaśniony sposób wiedziałam, że ten człowiek właśnie dotarł do Bożego serca, że spotkał się z Ojcem.
W tamtym czasie byłam przekonana, że bohater mojej wizji po prostu poszedł do Pana, do nieba. Trzeba było kilku lat, abym zrozumiała, że Bóg pragnie, abyśmy już podczas naszego życia tutaj
na ziemi poznali intymność społeczności z Nim poprzez zupełne poddanie się Jemu. Problem polega na tym, że tak jak ten mężczyzna z mojej wizji, niesiemy wielki bagaż, który nie pozwala nam osiągnąć pełnej satysfakcji w Bogu.
Ten bagaż to może być cokolwiek, co oddziela nas od Boga. Często może nim być przywiązanie
do drugiego człowieka. Czy to możliwe, że ten ostatni, najmniejszy pakunek, którego tak trudno było mu się pozbyć, stanowiła miłość do żony albo ukochanego dziecka? Bóg nakazał nam kochać się wzajemnie, ale kiedy ludzkie więzi stają się dla nas ważniejsze niż sam Bóg, on staje się zazdrosny i żąda od nas zweryfikowania naszych priorytetów.
Ewangelia, która przynosi największe wyzwolenie, to przyjęcie prawdy, że ludzkie więzi — nawet te najbardziej szlachetne, pobożne i wymagające poświęcenia — nigdy nie miały ostatecznie stać się spełnieniem naszej tęsknoty za intymnością. Tylko przyjmując tę prawdę, jesteśmy w stanie rozpocząć poszukiwania spełnienia, które zaprowadzą nas do samego serca Boga.
Skupianie się na więzi z Panem uwolni nas od wszelkich więzów, które oszukańczo kierowały nas do poszukiwania spełnienia w czymkolwiek, co nie może zaspokoić najgłębszych potrzeb naszej istoty. Doprowadzi nas do objawienia boskiego przeznaczenia dla naszego osobistego życia,
które może objawić nam tylko Bóg, i bez którego nigdy nie będziemy zaspokojeni ani usatysfakcjonowani. Prawdziwa intymność z Bogiem zaspokoi nasze serca i doprowadzi naszą duszę do upragnionego miejsca odpoczynku. Wtedy wszystkie nasze pozostałe relacje będą
jak należy. Takie, jak nasz kochany Tata w niebie zaplanował dla nas.